Ale w to, że na środku oceanu poczuł kiedyś na karku czyjś wzrok, uwierzyć mi było ciężko. A jednak…
Kiedy się odwócił, zobaczył za rufą kajaka olbrzymi łeb kaszalota. A właściwie „pani kaszalot” – bo patrzyło jej z oczu jakoś tak łagodnie i delikatnie. Podpłynęła do kajaka z lewej burty, potem z prawej. Później wynurzyła się ukazując swoje 18-metrowe cielsko, zamachała ogonem i odpłynęła. Spotkanie na środku oceanu samotnego kajakarza, najwyraźniej nawet dla wieloryba było szokiem.
A najcięższe przeżycia w czasie samotnych rejsów? Aleksander Doba twierdzi, że to sztormy z falą wysokości 10. metrów. Ale… „Obiecałem żonie, że wrócę cały i zdrowy, więc nie było się czego bać…”.
Kapitan Krzysztof Baranowski, który dwukrotnie samotnie opłynął kulę ziemską, powiedział mi z kolei, że żeglarzowi na oceanie strach towarzyszy często. Szczególnie kiedy widać na barometrze, że ciśnienie gwałtownie spada i idzie sztorm. Ale kiedy już przyjdzie i wiadomo, z jak wielkim żywiołem trzeba się zmierzyć, strach odpuszcza, pozostawiając miejsce dla koncentracji na żegludze.
A czy czuł się samotny na oceanach? Kiedy opływał ziemię, nie było przecież jeszcze łączności satelitarnej. Okazało się, że nie. Że na wodzie mógł sobie pogadać do chmur, do żagli, delfinów, wielorybów… A że nie odpowiadały? No to co?..
Ważna wskazówka: gdybyście spotkali na środku oceanu jacht, z którego dopłyną do Was dźwięki Złotych Przebojów, to z pewnością za sterem stać będzie kapitan Krzysztof Baranowski.
Ja polecam Wam jeszcze „Spowiedź kapitana”. To książka, a właściwie wywiad – rzeka, którego niedawno udzielił. Twierdzi, że sam jest zaskoczony swoją szczerością. I że niektóre wątki są, delikatnie mówiąc, mocno pikantne i skandalizujące. Jak mocno? Oceńcie sami.