Pierwszy album Queen ukazał się w lipcu 1973 roku. – Jest to rocznica ważna ze względu na pozycję Queen w historii muzyki popularnej – mówi Piotr Metz w rozmowie z PAP. – Gdybyśmy jednak odcięli tę pierwszą płytę od tego, co było potem, okazałoby się, że była ona inspirowana tym, co wówczas działo się w muzyce rockowej – hard rockiem, heavy metalem i rockiem progresywnym. Ten album był znakiem czasu, pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Tak naprawdę kariera Queen, jako zespołu z ogromną indywidualnością, odpaliła dopiero przy płycie „Queen II”, wydanej w 1974 r. Gdyby jednak nie było pierwszego longplaya, nie byłoby dalszego ciągu – dodał Metz.
Czytaj też: Slash z Ryanem Goslingiem w utworze do filmu „Barbie”! „I’m Just Ken” to murowany hit
Queen: trudne początki
Prace nad pierwszymi nagraniami studyjnymi zespół rozpoczął w 1972 roku. Grupa otrzymała wówczas propozycję przetestowania wyposażenia nowego studia De Lane Lea. Wersje demo utworów, które wówczas powstały, nie zainteresowały żadnej wytwórni. Jednak pracownicy studia – Roy Thomas Baker i John Anthony – namówili szefostwo do współpracy z Queen.
Czytaj też: Anita Lipnicka szczerze o swojej karierze: „Byłam wycieńczona sławą”
Zespół mógł korzystać ze studia tylko wtedy, gdy nie pracowali w nim inni muzycy. Mimo trudności, udało się przygotować materiał na pierwszy album i podpisać umowę z przedstawicielami EMI. – Ta pierwsza płyta powstawała z dużymi problemami, zespół dość długo szukał wytwórni. W końcu bardziej dogadali się ze studiem nagraniowym niż wytwórnią. To sprawiło, że album był nagrywany po godzinach, w nocy, kiedy nikt już nie pracował w studiu. To powodowało też, że wszystko rozciągało się w czasie – zauważył Metz w rozmowie z PAP.
Punktem w karierze Queen był singel „Killer Queen”, promujący trzeci z kolei album – „Sheer Heart Attack”. Queen zwrócił się w stronę muzyki lżejszej w odbiorze. Wówczas jego popularność eksplodowała. Przeboje zespołu Queen do dziś podbijają serca odbiorców na całym świecie.
Czytaj też: Wpadka na koncercie Taylor Swift. Gwiazda musiała radzić sobie sama