Rysiek Riedel to legenda Dżemu. Taki był „ostatni hippis naszych czasów” » Złote Przeboje - radio, muzyka, wiadomości, quizy
Strona Główna > Rysiek Riedel to legenda Dżemu. Taki był „ostatni hippis naszych czasów”

Rysiek Riedel to legenda Dżemu. Taki był „ostatni hippis naszych czasów”

Ryszard Henryk Riedel, to niekwestionowana ikona polskiej muzyki. Teksty przepełnionych bólem i cierpieniem samego wokalisty piosenek zna cała Polska. “ostatni hippis naszych czasów” przyszedł na świat 7 września 1956 roku w Chorzowie.

W dzieciństwie marzył o tym, aby zostać Indianinem. Jego idolem był Winnetou. Później charakterystyczna opaska na głowie, na kształt tej noszonej przez Winnetou stała się jedną z nieodłącznych części wizerunku Riedla. Może to właśnie fascynacja Indianami sprawiła, iż w przyszłości wybrał życie outsidera i postanowił je przeżyć na własnych warunkach, jako wolny, wiecznie wędrujący człowiek, zupełnie „Jak malowany ptak” z jednej z jego piosenek? 

Zobacz także: Sebastian Riedel szczerze o swoim ojcu. Jaki prywatnie był lider Dżemu?

Rysiek Riedel – jego talent był jak nieoszlifowany diament

Choć Riedel swoją edukację zakończył zaledwie na 7 klasie szkoły podstawowej, to poetyckiego kunsztu i talentu mogą pozazdrościć mu najwybitniejsi pisarze. Zawsze miał przy sobie notatnik, w którym zapisywał swoje teksty, niezależnie od miejsca, w którym się znajdował. 

Riedel był samorodnym, nieoszlifowanym talentem. Nigdy nie pobierał lekcji śpiewu, sam nauczył się grać na gitarze i harmonijce ustnej, którą zawsze nosił przy sobie.

Jego utwory miały charakter autobiograficzny i poruszał w nich problemy, z którymi borykał się na co dzień, jak uzależnienie od alkoholu, o czym opowiada jeden z największych przebojów zespołu „Whisky”. Jednak to nie alkohol okazał się największą zmorą artysty. Wraz z rosnącą popularnością zaczął coraz częściej sięgać po heroinę, która ostatecznie ściągnęła go na dno.

Riedel uwielbiał także rysować. Jego szkice często były wykorzystywane na okładkach płyt zespołu. Jednak Rysiek kochał ludzi i swoich fanów, dlatego często swoje rysunki rozdawała, tym, którzy go o to poprosili.

Zobacz także: Trudne dzieciństwo Dolores O’Riordan. Gwiazda The Cranberries przeszła przez piekło

Riedel dostał propozycję dołączenia do Kombi

W 1973 roku, w wieku zaledwie 17 lat Riedel dołączył do braci Adama i Benedykta „Beno” Otrębów oraz Pawła Bergera i wspólnie zaczęli występować pod szyldem Jam. Zespół wystąpił na jednym z najważniejszych wówczas festiwali w kraju, czyli w Jarocinie, gdzie zdobył 2 miejsce, jednak zaczarował publiczność, która pokochała Ryśka za nietuzinkowy głos i jego charakterystyczne przywitanie „Się macie ludzie”.

Na początku swojej kariery otrzymał propozycję objęcia pozycji wokalisty zespołu Kombi, jednak ją odrzucił, ponieważ to Dżem był całym jego życiem

Zobacz także: „Się macie ludzie”: Poznajcie lepiej ostatniego polskiego hipisa – Ryszarda Riedla

Choć uzależnienie od narkotyków spowodowało, że między członkami zespołu dochodziło do spięć, a Rysiek często nie zjawiał się na próbach, a nawet koncertach, nigdy nie zamierzał opuścić zespołu. Paradoksalnie, zmarł nie będąc jego członkiem.

W 1994 roku po kolejnej nieudanej próbie odwykowej został chwilowo zawieszony, ponieważ jego koledzy wierzyli, że to zmotywuje go do wzięcia się w garść i porzucenia nałogu. Niestety, uzależnienie Riedla było tak silne, że skutek był odwrotny. Po zażyciu sporej dawki trafił do szpitala w Chorzowie, gdzie zmarł 30 lipca z powodu niewydolności serca, mając zaledwie 38 lat.  

Prestiżowy magazyn Rolling Stone po śmierci wokalisty określił go mianem “ostatniego hippisa naszych czasów”.

Riedel nigdy nie czuł się gwiazdą

Rysiek Riedel do końca pozostał sobą. Nigdy nie uznawał się za gwiazdę. Mimo zyskanej popularności i uznania zarówno wśród fanów, jak i krytyków muzycznych, pozostał sobą. Nie nosił drogich, markowych ubrań, na scenie oraz na ulicy pojawiał się w przetartych dżinsach i rozciągniętej, przepoconej koszulce. Zdarzało się, że podczas pobytu w domu pojawiał się na szkolnej wywiadówce swojego syna Sebastiana. W wolnym czasie słuchał muzyki, która była całym jego życiem. Chętnie przesiadywał w parku w Tychach-Paprocanach, gdzie rozmawiał z ludźmi i grał na harmonijce, wspólnie z nimi śpiewając swoje utwory.

Każdego roku, w rocznicę śmierci artysty fani zespołu gromadzą się w parku, aby uczcić jego pamięć.