Leonardo da Vinci namalował Monę Lisę farbami olejnymi na topolowej desce. Swoje dzieło tworzył przez cztery lata. Słynna „Gioconda” przetrwała kilka wieków i do dziś cieszy oko i zachwyca odwiedzających muzeum w Luwrze. To właśnie tam, od 1797 roku, można podziwiać jedno z najważniejszych dzieł renesansowego artysty.
Zobacz także: Rosyjska sonda rozbiła się na Księżycu. Łuna-25 przestała istnieć
Obraz wisi we Francji od setek lat i jest dostępny dla zwiedzających. Przez ten czas znaleźli się też tacy, którzy chcieliby mieć Monę Lisę tylko dla siebie. Kradzież tego dzieła była jedną z najgłośniejszych w historii XX wieku. 21 sierpnia 1911 roku obraz rozpłynął się w powietrzu! Na miejscu pojawiło się aż… sześćdziesięciu funkcjonariuszy, którzy gotowi byli dokładnie zbadać tajemnicze zniknięcie „Giocondy”. Ale… o ironio! Miejsce zbrodni odwiedzili dopiero… dzień później.

Kradzież Mony Lisy wstrząsnęła prasą
Funkcjonariusze z dużym opóźnieniem dotarli na miejsce zbrodni, co dało złodziejowi wielogodzinną przewagę. Dzięki temu mógł uciec niezauważony i dobrze ukryć obraz. Policja miała trudne zadanie. Dlaczego nie zjawiła się w muzeum wcześniej? Pracownicy jednostki byli przekonani, że Mona Lisa została przeniesiona do pracowni fotograficznej.
Zobacz także: Masz to w domu? Dokument z PRL bywa wart fortunę!
Śledczy dwoili się i troili, jak doszło do kradzieży francuskiego skarbu. Jak złodziej zdołał wykraść tak cenny obiekt? Gdzie go ukrył, a przede wszystkim – kim jest sprawca? Zagadka okazała się dużo mniej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Choć początkowo próbowano utrzymać wieści o dzieła Leonarda da Vinci w tajemnicy, kres położyło temu znalezienie ramy obrazu obok Salonu Carre. Prasa oszalała.
Tak złodziej ukradł Monę Lisę
Złodziej wszedł do budynku i po prostu zdjął dzieło ze ściany. Owinął go w kawałek materiału i opuścił miejsce zbrodni niezauważony. Choć początkowo zarzucano ten czyn samemu Picasso, dzieło było tuż pod nosem śledczych.
Chyba ciężko było panu wynieść ten sporych rozmiarów obraz? – A skąd! Schowałem go pod fartuchem i wyszedłem, mijając portiera, który niczego nie zauważył – takimi słowami w 1913 roku uraczył dziennik „La France” złodziej – robotnik, który przyjechał do Francji na zarobek.

Dzieło da Vinci dwa lata w ukryciu
Złodziejem okazał się Vincenzo Peruggia. Pewnego dnia postanowił zwrócić się do handlarza dziełami sztuki. Napisał do Alfredo Geri list. Wyznał w nim, że „ma skradziony obraz Leonarda da Vinci”. Ten postanowił powiadomić o zdarzeniu dyrektora florenckiego muzeum Uffizi (Włochy), Giovanniego Poggi.
Mam skradziony obraz Leonarda da Vinci. Wydaje się, że należy do Włoch, ponieważ malarz był Włochem. Moim marzeniem jest zwrócenie tego arcydzieła ziemi, z której pochodzi, i krajowi, który był jego natchnieniem – napisał w korespondencji złodziej, podpisując się jako Leonardo Vincezo.

Zobacz także: Przerażające przedmioty, które fani rzucili na scenę. Prochy matki to dopiero początek
Alfredo Geri wybrał się na spotkanie ze złodziejem obrazu. Tuż po otwarciu kufra z drugim dnem, specjalista potwierdził jego autentyczność. O wszystkim powiadomiono policję. Było jasne, że po dwóch latach Mona Lisa się odnalazła. Przez cały czas leżała ukryciu. Co więcej, Vincenzo Peruggia nie poniósł zbyt dużych konsekwencji swojego czynu. Skazano go jedynie na pół roku więzienia. Co więcej, do końca życia był traktowany we Włoszech niczym bohater narodowy.
Dodaj komentarz