Jak zmarł mąż Justyny Kowalczyk? Tragiczna śmierć Kacpra Tekielego
Rodzina Tekielich podróżowała kamperem po Szwajcarii. Kacper Tekieli miał w planach zdobycie 82 czterotysięczników w Alpach, w czym wspierali go żona i 2-letni syn. Szło mu bardzo dobrze – 9 maja zameldował się na Bishorn (4153 m n.p.m. ), a 17 maja wspiął się na Jungfrau (4158 m n.p.m). Wysłał ze szczytu zdjęcie swojej żonie – Justynie Kowalczyk. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie to ostatnie zdjęcie, jakie mistrzyni olimpijska otrzyma od swojego męża.
Czytaj też: Doda przerażona po śmierci Kacpra Tekielego. Drży o swojego ukochanego
Kontakt z Kacprem Tekielim nagle się urwał. Zmartwiona żona powiadomiła o tym służby. Akcja poszukiwawcza ruszyła od razu. Niestety w środę 18 maja potwierdziło się najgorsze… Ratownicy znaleźli ciało Kacpra Tekielego, którego podczas zejścia ze szczytu zabiła lawina.
Rozmawiał z Kacprem Tekielim kilka dni przed śmiercią. Wiedzieli o niebezpieczeństwie
Kacper Tekieli nie był w górach nowicjuszem. Doskonale znał się na zdobywaniu szczytów i wiedział, kiedy należy odpuścić. Jednak relacja Bartka Dobrocha – dziennikarza i autora książek o alpinizmie – rzuca na to nieco inne światło. Jak zdradził w rozmowie z magazynem „Polityka”, rozmawiał z Tekielim kilka dni przed jego śmiercią. Treść tej konwersacji nieco szokuje.
Czytaj też: Ania Wyszkoni o raku. Płakała na scenie. „Nie wiedzieli, co się dzieje”
Okazało się, że 9 maja Kacper Tekieli wspiął się na Bishorn mimo ogłoszenia trzeciego stopnia zagrożenia lawinowego.
– Wcześniej wszedł na Bishorn, tam po sąsiedzku są dwa inne szczyty, o które można się pokusić właściwie za jednym zamachem. Ale mówił mi, że odpuścił, bo było zbyt niebezpiecznie. To był mądry, rozważny facet, umiał skalkulować ryzyko. Trudno zrozumieć, dlaczego zdecydował się iść na Jungfrau – powiedział w „Polityce” Bartek Dobroch.
Czytaj też: Marek Kaliszuk zrobił coś pięknego! Uratował komuś życie
Dodaj komentarz